Rzecz dotyczy Indian. Zdarza się u Indian, że mężczyzna po osiągnięciu wieku dojrzałego odwraca się od swojej żony i odchodzi do innej. Oczywiście kobiety te przeżywają żal, ból rozstania ale nie jest to poczucie opuszczenia. Przyjmują postawę aktywną. Zwracają mężowi wolność i same stają się wolne. Nie wymazują niczego z ich wspólnych lat. Nowego związku ich męża nie można porównać z ich związkiem, jest to coś zupełnie nowego. Nie umniejsza to wartości tych kobiet. Żyją one w poczuciu, że w miłości jest tak jak w przyrodzie, jest stawanie się i przemijanie. I nie zadręczają się poczuciem winy.
Sytuacja z naszego punktu widzenia jest nie do przyjęcia, jednak podejście indiańskich kobiet do własnej osoby i do możliwości samorealizacji może imponować. U nas koniec małżeństwa to szukanie winnego, błędów, wzajemne urazy, walka o dzieci, a przede wszystkim ogromne poczucie utraty własnej wartości.
Nie chciałam powielić standardu. Nie chciałam się zadręczać tym, na co i tak nie miałam wpływu.
Zadzwoniłam wiec z prośbą o spotkanie do Pana Tomasza. Nie wiedziałam, jak w bardzo trudnym momencie, jakim jest rozwód postępować mądrze, rozważnie, oddzielać emocje od faktów. Wobec braku doświadczenia w tej kwestii ???? błądziłam między prawdą, własnymi domysłami, podpowiedziami „życzliwych”. Tak naprawdę byłam jednak sama z problemem.
I tu pomoc specjalisty okazała się nieoceniona. Znakomity terapeuta, czyli Pan Tomasz po pierwsze nazwał fakty po imieniu, po drugie trafnie zinterpretował motywy moje i byłego dziś męża. Wiele aspektów wychwycił i ku mojemu zaskoczeniu bardzo trafnie przewidział rozwój wypadków – siła doświadczenia.
Terapia byłą interesującym doświadczeniem. Miałam wrażenie luksusu. Ważne było to, co myślę, co czuję. Zatrzymałam się w trudnym momencie życia i zweryfikowałam nastawienie do świata, a przede wszystkim do samej siebie.
I to właśnie Pan Tomasz podpowiedział mi jak należy podejść do kwestii rozwodu. Pozwolenie na odejście, niezatrzymywanie, pozwolenie na to by partner żył tak jak chce wymaga wiele siły wewnętrznej. Odczuwając smutek, żal i wściekłość, nie zauważamy, że jesteśmy gotowi do puszczenia go wolno. W tej sytuacji potrzebny jest terapeuta, który uświadomi, że dalej możemy żyć dzięki własnej sile. Kiedy po wielu tygodniach przeczytałam opisaną przez L. Jarosch historię indiańskich kobiet doceniłam mądrość i słuszność tego podejścia. Efektem terapii była zmiana mojego nastawienia do tego, co się wydarzyło, akceptacja, wewnętrzna zgoda na rozwój wypadków i wybaczenie – także sobie. Zmierzyłam się z całym moim zmartwieniem i bólem. Bez terapeuty byłoby to o wiele trudniejsze, a może niemożliwe.
Jestem zaskoczona, że terapia wniosła tyle pozytywnego w moje życie. Rozwód stał się szansą na rozwój. Wiele zrozumiałam. Zdefiniowałam siebie na nowo, jako osobę. Nie żonę, matkę, córkę – tylko kobietę z marzeniami, zainteresowaniami, grupą oddanych przyjaciół, z pomysłem na siebie. Pan Tomasz pokazał mi moją odwagę i wewnętrzną siłę.
Dziękuję Panie Tomaszu.