Jestem mężatką z krótkim stażem, dość późno zdecydowałam się na podjęcie życia we dwoje. Nie minęło kilka miesięcy od ślubu, a przygniatające poczucie „zamknięcia”, „braku perspektyw” i „wszechobecnego przygnębienia” zagościło w mojej głowie. Myślałam, że już nic emocjonującego nie wydarzy się w moim życiu, a początek naszej wspólnej drogi jawiło mi się jako zakończenie wszystkiego co ekscytujące. Inaczej wyobrażałam sobie życie w małżeństwie. Z powodu braku możliwości porozumienia się z mężem, przeżywałam olbrzymią frustrację. Czułam się niezrozumiana, nieważna, niedoceniana i niewysłuchana. Do tego praca w innym mieście, praca, której nie znoszę, a której na tym etapie nie mogę zakończyć, ani zmienić. Do tego niedawna przeprowadzka z miejsca, w którym się urodziłam, do domu męża, do innego świata, do innego miasta. Uginałam się i zaczęłam szukać pomocy u specjalisty.

Oczywiście, obawiałam się, że mieszkając w małej miejscowości i szukając pomocy psychologa wszyscy dowiedzą się o moim, naszym, problemie i będę zmuszona do życia w poczuciu wstydu. Kiedy trafiłam do gabinetu Pana Tomka, pomyślałam, że spróbuję. Przekonałam się, że mogę liczyć na dyskrecję i pomoc. Obawiałam się otwierać i dzielić się problemami z nieznajomym „facetem”, ale pan Tomek okazał się niezwykle wyrozumiałym słuchaczem, nieoceniającym, i jednocześnie dającym mi poczucie, że to co przeżywam jest ważne, że mam prawo do wszystkich uczuć i nie muszę się wstydzić, że „czuję, to co czuję”.

Po kilku sesjach zdołałam namówić męża, żeby dołączył. Myślałam, że jak „połówka” pojawi się na sesjach, wszystko się poukłada. Ale tak naprawdę dopiero wtedy zaczęłam uświadamiać sobie, co to znaczy nasz związek, że moja „połówka” to nie „połówka” tylko oddzielny „byt”. W trakcie terapii zaczęłam dostrzegać jak różni jesteśmy, że nasze światy łączą się ze sobą w jakimś punkcie, a reszta to dwa odmienne życia.

Dlaczego o tym piszę? Nie uświadomiłabym sobie tego, gdyby nie pomoc Pana Tomka. Dzięki naszym spotkaniom, pomału, krok po kroku, odkrywałam tajemnicę, jakim jest życie z moim mężem, a Pan Tomek przeprowadzał nas przez to poznawanie subtelnie i z olbrzymim wyczuciem.

Jak jest dziś? Zwyczajnie, bez fajerwerków, bez szczytowych emocji, przetrwaliśmy kryzys. Odzyskuję swoje „ja” w naszym „my”. Mam szczęście, że mąż przychodził na spotkania, chociaż czasem było to dla niego wyzwaniem. To otwieranie się nawzajem przed sobą, omawianie wielu spraw, czasem naprawdę krępujących, pokazało mi, jakim człowiekiem jest ten mężczyzna, z którym zdecydowałam się żyć i że jest inny niż sobie wyobrażałam. Dziś akceptuję mojego nowego męża, którego odkryłam podczas terapii. Ciepłe uczucia również wracają i po wielu burzach, które nas nachodziły, stają się coraz trwalsze. Teraz jak patrzę na swoją sytuację, widzę jasno, że miałam prawo być zdruzgotana, osamotniona, niezrozumiana i uginać się pod ciężarem wielu zmian, które jednocześnie zafundowałam sobie w życiu. Przed terapią wiele oczekiwałam od siebie, od życia, od męża, ale wcale nie było to dla mnie takie oczywiste. Gdyby nie pomoc Pana Tomka, wciąż obwiniałabym męża za „szkody” w swoim życiu. Dziś uświadamiam sobie, jak ważna jest moja rola w byciu autorką swojego życia. I choć to bardzo trudne, próbuję znajdować w sobie siłę, żeby stawiać czoło wyzwaniom, które wiążą się z decyzjami, które podjęłam jakiś czas temu.

Czy warto było przejść tę drogę? Czy poleciłabym z ręką na sercu gabinet Pana Tomka? Czy gdyby po raz kolejny pojawiły się problemy, zwróciłabym się do Pana Tomka o pomoc? Tak. Tak. Tak.

Pacjentka M.