„Ciągle zapominamy, że człowiek nieustannie musi korzystać z pomocy innych ludzi.” – Mikołaj Gogol.
Do gabinetu Pana Tomasza Czyżewskiego trafiłam po niemal rocznym okresie stosowania leków antydepresyjnych. Miałam orzeczoną depresję sytuacyjną, która wciąż uniemożliwiała mi normalne funkcjonowanie. Moja życiowa sytuacja była złożona – przebyta niedawno operacja kręgosłupa i długa rekonwalescencja, brak pracy, no i burzliwa sytuacja rozwodowa. Mimo farmakologicznego leczenia wciąż powracały silne lęki i głębokie psychiczne „doły”. Równolegle gniew, z którym nie potrafiłam sobie poradzić, którego nie umiałam zaakceptować, nie znajdowałam dla niego ani upustu, ani nie potrafiłam się go pozbyć. Z tym „świętym gniewem”, jak go teraz nazywam, czułam się złym człowiekiem. Jednocześnie stany lęku i gniewu sprawiały, że dla najbliższych – dla synów stałam się „trudną matką”. Wiem, że bali się o mnie, ale nie bardzo wiedzieli jak mi pomóc. Najgorsze były lęki – tak silne, że wiodły do myśli ostatecznych… Zwróciłam się o psychoterapeutyczną pomoc, gdy uświadomiłam sobie, że nie zdołam walczyć z tym stanem sama.
Już pierwsza wizyta u Pana Tomasza utwierdziła mnie w przekonaniu, że moja decyzja o podjęciu psychoterapii była słuszna. Pan Tomasz okazał się być nie tylko świetnym specjalistą, ale i człowiekiem pełnym niekłamanej empatii, zrozumienia i ogromnego taktu. Pamiętam pierwsze pytanie: „Czego pani oczekuje od psychoterapii”? Odpowiedziałam, że chcę uwolnić się od gniewu. W taki oto sposób rozpoczął się dialog mój z psychoterapeutą i mój ze mną samą. Mogłam krok po kroku docierać do przyczyn i mechanizmów silnych emocji, które wdarły się w moje życie. Gniew okazał się być maską dla uczuć, których nie akceptowałam, takich jak poczucie osamotnienia, smutek, żal, strach… Nauczyłam się z tymi uczuciami „komunikować”, świadomie do nich docierać, dawać im upust i stopniowo uwalniać się od gniewu. Uwolniłam się też od silnych napięciowych bóli karku – pojawiały się wciąż wraz ze wspomnianym gniewem.
Docieranie do źródeł moich problemów nie było łatwe, ale terapia sprawiła, że wiele odmieniło się we mnie – gniew, o ile się pojawia, ustępuje szybko i nie determinuje moich reakcji i społecznych relacji. Komunikowanie się ze smutkiem, osamotnieniem i lękiem pomogło mi te emocje „oswoić”. No i to co bezcenne – od dawna nie muszę korzystać z leków antydepresyjnych, z leków obniżających napięcie mięśniowe. Te środki przestały być niezbędne do życia.
Nadal zmagam się z wciąż nieuregulowaną sytuacją życiową, ale znacznie lepiej radzę sobie ze sobą. Lepszy też stał się kontakt i komunikacja z synami. Wcześniej czułam się winna, że mimo woli komplikuję ich życie i świat ich emocji.
Zrozumiałam też to, co posłużyło za motto mojej wypowiedzi. Wcześniej samodzielne radzenie sobie w każdej sytuacji bez niczyjej pomocy, uważałam za coś godnego, wartościowego, chwalebnego. Sięganie po pomoc w moim mniemaniu było wyrazem słabości. Dzisiaj wiem, że byłam w błędzie, dlatego wielokrotnie powtarzam myśl Mikołaja Gogola.
C
Zostaw komentarz