Kiedy odchodzi ktoś bliski, rzadko jesteśmy na to przygotowani. A już najgorzej, kiedy śmiertelny wypadek odbiera nam kogoś nagle. Zdajemy sobie sprawę, że to koniec, przezywając też prawdziwy ból psychiczny z tego powodu.
Ale nie oznacza to, że faktycznie się z tą osobą rozstaliśmy. Okazuje się, że nie można się pozbyć zdjęcia ze ściany, posprzątać ubrań w szafie, spalić notatek… Usilnie przechowujemy tę osobę w naszym codziennym życiu.
Z czasem to nasze życie staje się jednak coraz mniej żywe. Myśli i uczucia coraz bardziej łączą się ze zmarłym. Nasz bliski zamiast stawać się przeszłością, jest wciąż ożywiany. …A my? Czy przypadkiem w tej jedności ze zmarłym nie umieramy za życia? Czy inni nie zwracają uwagi, że coś jest nie tak? Czy coraz mniej interesują nas te różne przyziemne i doczesne problemy?
Choć bliska osoba umarła, to nie umarła w naszej głowie. Nie pozwalamy jej odejść. Ale to by oznaczało przeżywanie bólu na nowo, być może jeszcze większego? Bo tym razem od nas zależy ta śmierć, to tak jakbyśmy sami jej dokonywali. Owszem, to okropne. Ale czy życie bez tej „drugiej” śmierci nie jest gorszym złem?
22 lipca 2016
Zostaw komentarz